"Beati Misericordes" dla s. Nazareny

Pod koniec stycznia s. Nazarena Scopelliti, przełożona domu Zgromadzenia Sióstr Kolegium Świętej Rodziny, otrzymała z rąk Biskupa Kieleckiego Jana Piotrowskiego, medal Beati Misericordes. Medal jest wyrazem wdzięczności za dwadzieścia lat jej posługi w areszcie wśród osadzonych.

Uroczystość wręczenia medalu miała miejsce w areszcie, po Mszy św., której przewodniczył bp Jan Piotrowski słowa podziękowania za ofiarną pracę złożyli siostrze dyrektor aresztu płk Krzysztof Czekaj, oraz wiceprezydent Kielc Czesław Gruszewski.

- „Medal ks. Biskupa przyznawany jest wszystkim tym, którzy służą swoją pomocą potrzebującym i czynią to w wyjątkowy sposób" - mówi ks. prałat Tomasz Rusiecki, Wikariusz Biskupi ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. - „Siostra Nazarena od 20 lat posługuje osadzonym w kieleckim areszcie śledczym. Ta jej obecność dla tych ludzi odciętych od świata, jest jedną wielką katechezą, a jej praca jest czymś w rodzaju przywracania nadziei. Osadzone w areszcie kobiety, dzięki jej obecności i zachęcie przemieniają swoje życie" - dodał ks. Rusiecki.

_______________

Z siostrą Nazareną przełożoną zakonu Zgromadzenia Sióstr Kolegium Świętej Rodziny, dyrektorką Katolickiego Przedszkola im. Kard. Pietro Marcelino Corradini w Kielcach rozmawia Władysław Burzawa.

- Czy siostra pamięta pierwszy dzień swojej posługi w kieleckim areszcie?

- Tak, doskonale to pamiętam. To było dwadzieścia lat temu 29 stycznia, w tym dniu miałam iść tam z innymi siostrami, ale one nie mogły tam pójść ze mną. Sama musiałam jechać autobusem do więzienia, nie wiedziałam dokładnie gdzie ono się znajduje, i jak tam można się dostać. Trafiłam, zaczęłam pukać do bramy do drzwi, już miałam wracać z powrotem do domu, bo się bałam, ale drzwi się otworzyły, pracownicy aresztu zaprowadzili mnie do osadzonych kobiet i tak zaczęłam pracę wśród więźniów, aby głosić im miłość Pana Jezusa.

- Jak często siostra odwiedza osadzone kobiety i na czym polega ta posługa?

- Jak tylko mam więcej czasu to chodzę dwa razy w tygodniu, w środę i w niedzielę, wtedy uczestniczę wraz z kobietami w Eucharystii sprawowanej w więziennej kaplicy. W środy głoszę katechezę, przygotowujemy wspólnie - zgodnie z rokiem liturgicznym, np. jasełka, albo na Wielki Post Misterium Paschalne. W ten sposób mogę przybliżać osadzonym prawdę, o tym, że kto się zbliża do Jezusa ma szansę na zmianę swojego życia. Bez Jezusa człowiek nie ma żadnej szansy. Osadzone w areszcie są odcięte od świata, ale mogą pracować nad sobą, aby przygotować się na realia, które czekają je po wyjściu poza mury więzienia. Ludzi osadzonych w więzieniach nie możemy zostawić bez pomocy. Kościół ma obowiązek być wśród ludzi, którzy są opuszczeni i którzy przeżywają różne trudności. Tych ludzi staram się zrozumieć, często pochodzą z rozbitych rodzin, nie mają pracy, są w nałogach, wcześniej zaznali wiele zła i cierpienia, nie znali miłości i Boga.

- Często słyszy się, że nie warto pomagać ludziom, którzy przekroczyli prawo, i sami są winni temu, co ich spotkało.

- Ja ich nie potępiam, nie interesuje mnie, dlaczego trafili do tego miejsca, ja jestem tam, aby im dawać nadzieję, a nie rozliczać z ich życia. Musimy pamiętać, że Pan Jezus umierał za wszystkich, nie tylko za ludzi dobrych, ale umierał przede wszystkim za grzeszników. Tylko Jezus zna prawdę o nas wszystkich. Ci ludzie w którymś momencie swojego życia się zagubili i nie potrafią kochać, ponieważ sami nie byli kochani. Szkoda, że nie potrafimy na innych patrzeć z taką miłością. Bardzo często, gdy aresztanci wychodzą na wolność nie znajdują zrozumienia wśród społeczeństwa, które ich odrzuca. To powoduje, że bardzo często nie mając z nikąd pomocy wracają na drogę zła. Dlatego na drugiego człowieka musimy patrzeć z większą miłością, i nigdy nikogo nie przekreślać.

- Dziękuję za rozmowę.

tekst za: Niedziela Kielecka