Świadectwo czystej miłości

Katarzyna Bernat z Diecezjalnego Radia eM Kielce przeprowadziła rozmowę z Biskupem Kieleckim Janem Piotrowskim o zbliżającej się trzeciej rocznicy beatyfikacji misjonarzy męczenników z Peru: ojca Zbigniewa Strzałkowskiego i ojca Michała Tomaszka.

Dnia 5 grudnia przypada trzecia rocznica beatyfikacji ojców misjonarzy zamordowanych 9 sierpnia 1991 roku w Peru: ojca Zbigniewa Strzałkowskiego i ojca Michała Tomaszka. Ludzie modlą się za ich wstawiennictwem w intencji obrony przed terroryzmem. Księże Biskupie wyjaśnijmy czym jest męczeństwo za wiarę?

Męczeństwo wpisane jest w świadectwo wiary. Pan Jezus mówi: „Mnie prześladowali i was prześladować będą” (J 15,20). Już u początków chrześcijaństwa pisarz wczesnochrześcijański Tertulian mówił, że krew męczenników jest posiewem chrześcijan. Święty Jan Paweł II w encyklice „Fides et ratio” w 1998 roku pisał, że męczennicy to są uprzywilejowani świadkowie wiary, którzy poznawszy prawdę o sobie i o Bogu, nigdy się nie cofają. Nawet wtedy gdyby na ich drodze pojawiło się prześladowanie, tortury, a nawet śmierć. Męczennicy należą nie tyle do osób szlachetnie odważnych, ale przede wszystkim do ludzi wiernych poznanej Prawdzie. Myślę, że w tym kontekście trzeba odczytywać też ofiarę polskich misjonarzy.

Ksiądz Biskup był misjonarzem w Peru. Jaki to jest kraj?

W 1991 rok pracowałem w ówczesnej Ludowej Republice Konga ze stolicą w Brazzaville. O męczeństwie naszych misjonarzy dowiedziałem się miesiąc później, po powrocie do Polski. Peru tego okresu w swojej geografii, było takie samo jak dzisiaj. Było uroczym i bogatym krajem w kultury prekolumbijskie, a także te stworzone przez Inków i całą działalność kolonizatorów hiszpańskich. Pod koniec XX wieku był to kraj wielu ochrzczonych, choć z wyzwaniami natury duszpasterskiej dotyczącej formacji wiernych do dojrzałości w wierze, do odpowiedzialności za siebie, za rodzinę, za małżeństwo, a tym samym za całą wspólnotę Kościoła. Jednocześnie należy pamiętać, że kraje Ameryki Południowej były poddawane różnym formom opresji przez junty wojskowe. Częste były więc zamachy stanu, gdzie wojskowi dochodzili do władzy. Peru również przeszło przez próbę doświadczeń opresyjnych, które zrodziły różne formy oporu. Lata 80. to przede wszystkim działalność „Świetlistego szlaku”, który zrodził się na gruncie ideologii marksistowsko – leninowskiej i maoistycznej profesora filozofii Abimaela Guzmana. Ta ideologiczna podbudowa i działalność tej grupy karmiona nienawiścią, walką klas, sprawiała, że terroryzm rozpanoszył się w Peru.

Jak wyglądała działalność Kościoła katolickiego?

Kościół katolicki istniał tam od wieków, służąc ludziom poprzez zakony, parafie oraz rozwój intelektualny przez założony już w 1551 roku uniwersytet w Limie. Powstawały archidiecezje, biblioteki zakonne, które ubogacały myśl ówczesnych Peruwiańczyków. W przestrzeń życia tego kraju, wpisała się też bogata działalność misyjna ojców franciszkanów, również polskich. Postacią sztandarową był ojciec Edmund Szeliga. Część ludzi kojarzy go z królewskim ziołem vilcacora, które pojawiło się także w Polsce. Leczyło ono wiele chorób, zwłaszcza nowotworowych. Do takiego kraju pojechali polscy franciszkanie z Prowincji Małopolskiej. Ojciec Zbigniew pochodził z Zawady koło Tarnowa, ojciec Michał pochodził spod Żywca. 

Jak wyglądała praca ojców misjonarzy?

Przyjechali do Peru, do kraju kulturowo, geograficznie i klimatycznie, odmiennego od naszego, ale do ludzi o tych samych potrzebach materialnych i duchowych. Przyjechali, aby głosić Ewangelię żyjąc wyzwaniem franciszkańskim: „Pokój i dobro”. Przełożeni skierowali ich do pracy w Pariacoto. Towarzyszem ich misyjnej doli był jeszcze ksiądz Jarosław Wysoczański, którego później poznałem. Tam, w tej zagubionej peruwiańskiej wiosce, którą odwiedziłem 20 lat temu, a więc kilka lat po męczeństwie, podjęli posługę wśród bardzo ubogich ludzi. Pariacoto było wtedy wioską opuszczoną, bez prądu i drogi dojazdowej. Przechodził tamtędy szlak narkotykowy z gór na wybrzeże do Atlantyku.

Praca misyjna, jak przypominał święty Paweł VI jest pracą integralną. W głoszeniu Ewangelii zawiera się wszystko. Cała troska o człowieka w tym, co dotyczy jego potrzeb duchowych i materialnych. Tak też swą pracę realizowali nasi franciszkanie. Niestety w tamtym rejonie mocno zaznaczała się obecność komunistycznego „Świetlistego szlaku”. Był to ruch terrorystyczny, bezmyślny, nieludzki, wyrządzający krzywdy wielu niewinnym ludziom. Nasi misjonarze, jak i włoski kapłan, który też zginął, są symbolami wielu ludzi uciśnionych w Peru. Tych ofiar było ok. 30 tys. Najbardziej ucierpieli ludzie biedni, których biło wojsko za to, że pomagali terrorystom, a terroryści bili ich za to, że pomagali wojsku.

Ksiądz Biskup był w tej opuszczonej wiosce.

Nawet modliłem się przy grobie polskich męczenników. Odwiedziłem miejsce ich męczeństwa, nazywane Pueblo Viejo, starą wioskę. Do dziś robi ona wrażenie. Błogosławieni męczennicy misjonarze pozostali wierni zasadzie: „Idźcie i głoście Ewangelię”. Oni nie przyjechali z żadną ideologią, ale z czymś, co czyni człowieka miłym Panu Bogu i ludziom. Niestety przewrotny ruch terrorystyczny nie rozumiał tego, czym jest Ewangelia. Karmiony obłędną filozofią, każdego dnia rodził nowe ofiary. Przyszedł ten sierpniowy nieszczęśliwy dzień, kiedy również przygotowano zamach na ojców franciszkanów. Oni przewidywali niebezpieczeństwo, bo byli ostrzegani, ale do końca pozostali wierni Bogu i ludziom. Dziś o terrorystach nikt nie pamięta, bo odchodzą w niepamięć historii, natomiast męczennicy żyją. Sprawdza się ta zasada, którą sformułował św. Jan Paweł II, że święci nie przemijają. Święci rodzą świętych. Jeśli Pan Bóg pozwoli, to w przyszłym roku udam się ponownie do Pariacoto, wizytując pracujących w Peru naszych misjonarzy.

Co dziś mogą nam przekazać błogosławieni misjonarze?

Ta śmierć, nawet wtedy kiedy jeszcze nie byli beatyfikowani, pokazała ludziom pewien rodzaj bohaterstwa, odwagi, która nie lęka się śmierci. Tamtejsi mieszkańcy też nabrali wiary w siebie, że nie wolno się poddawać. Pracując na wielkich przedmieściach Limy zostałem ostrzeżony przez generała Clifforda, mieszkańca mojej parafii, abym z nikim nie rozmawiał na temat terroryzmu. Mówił mi generał: „Padre, dziś ktoś z Tobą rozmawia, ale jutro założy kominiarkę i przyjdzie do Ciebie z karabinem, bo mówiłeś coś na temat terroryzmu”.

Nasi franciszkanie zostali oskarżeni przez terrorystów o to, że są sługami imperializmu. Tak oczywiście, oni byli sługami, ale Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelii i dla tych wartości oddali swoje życie. Ówczesny biskup diecezji Chimbote, okazał się bardzo odważnym człowiekiem. Uroczystości pogrzebowe przygotował jako wielką manifestację wiary i odwagi, aby nie dać się zastraszyć. Od tego momentu, nawet Pariacoto zaczęło się zmieniać. Zainteresowały się nim władze, doprowadzono prąd, zrobiono drogę, która od wybrzeża do tej wioski wiedzie przez kamienną pustynię. Kiedy wraz z innymi misjonarzami odwiedzałem to miejsce 20 lat temu, całą opowieść o życiu męczenników, o sytuacji, jaka tam zaistniała, poznałem od ojca Stanisława Olbrychta, polskiego franciszkanina, który tam do dziś pracuje. Męczennicy to są uprzywilejowani świadkowie wiary. Jest w nich coś trwałego, coś czego nie jest w stanie pokonać strach i tortury. Są wolni od przywiązania do tego, co ziemskie. Ich świadectwo wypływa z czystej miłości, bycia wiernym do końca Panu Bogu i ludziom.

Dziękuję za rozmowę.

Katarzyna Bernat