In fines Africae - na krańcach Afryki

W liturgiczne wspomnienie św. Matki Teresy z Kalkuty, 6 września, dotarłem do Przylądku Igielnego, najbardziej wysuniętego na południe punktu kontynentu afrykańskiego – pisze do nas Ksiądz Arcybiskup Henryk Jagodziński.

Jest to miejsce, gdzie także łączą się dwa oceany: Indyjski i Atlantycki, o czym informuje okolicznościowy monument, na który wspinają się także przybywający tam turyści. Poszarpane skały robią niesamowite wrażenie. Podobno od ich kształtu, przypominające trochę igły, nadano temu miejscu taką nazwę. W odległości około trzystu metrów od brzegu znajduje się tam latarnia morska zbudowana w 1849 r. Dzień był słoneczny, ale niezbyt gorący ze względu na porę roku, ponieważ teraz jest tutaj zima. Jak spojrzymy na globus, to zauważymy że wydaje się, że wszystko jest tutaj na opak. W niedalekiej odległości od monumentu znajduje się także plastyczna mapa Afryki, która rozszerza wyobraźnię co do rozmiarów i ukształtowania tego wielkiego kontynentu. W tej wędrówce towarzyszyli mi ks. prał. Dario Paviša, sekretarz Nuncjatury Apostolskiej w Pretorii oraz ks. prał. Jan Maria Chun Yean Choong, pracownik drugiej Sekcji Sekretariatu Stanu w Watykanie, który należy do archidiecezji łódzkiej w Polsce. W drodze powrotnej do Kapsztadu, kiedy zapadał już zmrok, zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę na plaży w Boulders aby zobaczyć afrykańskie pingwiny. Rzeczywiście te niesamowite ptaki spotkaliśmy już na parkingu, gdzie swoim, właściwym pingwinom krokiem, przechadzały się między samochodami. Niektóre z nich, miały swoje nory w krzakach przylegających do płyty parkingu. Na nasz widok wydawały jakieś dźwięki w swoim pingwinim języku, informując chyba żebyśmy nie zbliżali się zbyt blisko, ponieważ zajmowały się tutaj wychowaniem i opieką nad najmłodszymi członkami pingwiniego rodu. Kiedy zeszliśmy na samą plaże\ę położoną pomiędzy granitowymi skałami, naszym oczom ukazała się cała pingwinia kolonia. Pomimo chłodu i wiatru niektóre z nich zażywały oceanicznej kąpieli, wcale nie przejmując się nadchodzącymi turystami. Cała sceneria, a zwłaszcza główni bohaterowie spotkania, czyli pingwiny, sprawiała wrażenie, jakbyśmy brali udział w jakimś bajkowym filmie. Niestety, robiło się coraz ciemniej i trzeba było pożegnać się z pingwinami.

Następnego dnia udaliśmy się do Kapsztadu na Mszę św. dla chorwackiej wspólnoty, która miała w kościele św. Małgorzaty w dzielnicy Green Point. Proboszczem w tej parafii jest nasz rodak ks. Bogdan Boksa, który w tym czasie niestety znajdował się na urlopie w Polsce. Tego dnia wypadło liturgiczne wspomnienie chorwackiego męczennika św. Marka Križevćanina. Podczas mojej homilii powiedziałem między innymi, że w tym krótkim czasie od mojego przyjazdu do Republiki Południowej Afryki, to już moja druga Msza św., którą odprawiam dla chorwackiej wspólnoty. Wyraziłem moją radość, że mogę wspólnie z nimi modlić się w liturgiczne wspomnienie św. Marko Križevčanina. Ten wielki święty męczennik swoją osobą szczególnie łączy dwa nasze narody: chorwacki i polski. Poniósł on męczeńską śmierć 7 września 1619 r., wraz z polskim jezuitą ks. Melchiorem Grodzickim. Trzeci tworzysz ich męczeństwa to ks. Stefan Pongracz, z Węgier. Całą trójkę świętych męczenników kanonizował nasz rodak św. Jan Paweł II, 2 lipca 1995 r. w Koszycach, na Słowacji. Św. Paweł II szczególnie kochał Chorwatów, a i Chorwaci go kochają, o czym świadczą chociażby słowa piosenki, którą wielokrotnie słyszałem, kiedy pracowałem w Chorwacji: Ivane Pavle drugi, hrvatski narod te ljubi (Janie Pawle II, chorwacki naród cię kocha).

W trakcie Mszy św. kanonizacyjnej św. papież Jan Paweł powiedział: „W szerokim kontekście, jaki otwiera przed nami Komunia Świętych, pragniemy dziś zatrzymać się, aby zastanowić się szczególnie nad trzema Męczennikami z Koszyc, którzy podczas burzliwych wydarzeń pierwszej połowy XVII wieku wraz z wieloma innymi ofiarami morderczej przemocy, poświęcili swoje życie dla sprawy Chrystusa i Ewangelii. Najpierw spotykamy kanonika ostrzygomskiego (Strigonia) Marko da Krizevci, który przybył na Słowację ze swojej rodzinnej Chorwacji, aby ofiarować hojną posługę duszpasterską Kościołowi znajdującemu się w trudnej sytuacji ze względu na zmniejszoną liczbę księży. Na obraz Dobrego Pasterza, w chwili zagrożenia Marko Krizevcianin nie porzucił swojej owczarni, jak zrobiłby to najemnik (por. J 10, 11-15), ale pozostał w służbie ludu Bożego, dając świetlany przykład wierności Chrystusowi i własnej misji. Dziś nadal czuwa nad wami z nieba, zapraszając każdego do odważnego świadectwa ewangelicznego i wielkodusznej służby kościelnej”.

Postać św. Marka mówi nam co to znaczy być katolikiem. To oznacza to, co powiedział św. Jan Paweł II, być wiernym Chrystusowi i własnej misji. Jego misją była służba kapłańska, która zawiodła go aż do Koszyc, aby umacniać swoich braci w wierze. Kościół katolicki, czyli powszechny, ponieważ głosi Ewangelię o zbawieniu wszystkim ludziom bez względu na narodowość, kolor skóry czy język, jednoczy ludzi we wspólnej wierze. Wierność tej właśnie wierze zjednoczyła św. Marka Križevčanina – Chorwata, Melchiora Grodzieckiego – Polaka i Stefana Pogracza – Węgra, we wspólnym męczeństwie.

Św. Jan Paweł II, w swojej homilii kanonizacyjnej powiedział, że św. Marko nadal czuwa nad wami z nieba, zapraszając każdego do odważnego świadectwa ewangelicznego i wielkodusznej służby w kościele. Dzięki Bogu ani tutaj, ani w Chorwacji nie jesteśmy wystawiani na takie próby jakim był poddany św. Marek. Chociaż do tej pory na świecie są jeszcze miejsca, gdzie ludzie z powodu wiary w Chrystusa są zabijaniu lub trafiają do więzienia. Ale to nie znaczy, że próby lub pokusy zostały wyeliminowane z naszego życia. Każdego dnia stajemy przed większymi lub mniejszymi wyborami. Jak postąpić, co wybrać? To pokazał nam Chrystus w dzisiejszej Ewangelii ukazując drogę błogosławieństw. Kiedy się głębiej zastanowimy nad tym co proponuje Jezus, a co proponuje tzw. świat w swojej kulturze masowej, to dojdziemy do wniosku że świat proponuje coś odwrotnego, będącego przeciwieństwem błogosławieństw.  Idąc drogą św. Marka Kriżevčanina, może nie będziemy narażeniu na takie tortury, którym on był poddany, ale na większe lub mniejsze przykrości w postaci chociażby tzw. cancelculture, czyli wykluczenia. A za otwarte głoszenie Ewangelii możemy być oskarżeni o nietolerancję czy tzw. mowę nienawiści, bo komuś nie spodobało się to co mówimy. Niestety, są już kraje w których za to grożą już sankcje karne, z karą więzienia włącznie. Wyobraźmy sobie, że znaleźliśmy się w sytuacji takiej, jak św. Marko Kriżevčanin. Oto nasi prześladowcy oferują nam nie tylko życie, ale i bogactwo jeżeli tylko zaprzemy się naszej wiary i opowiemy się po ich stronie. W przeciwnym razie czekają nas okrutne męki i ostatecznie śmierć. Czy znaleźlibyśmy dość wiary, dość siły aby dochować wierności Chrystusowi? Po Mszy św. jeszcze spotkaliśmy się na krótkie agape za stołem.

Następnego dnia, w niedzielę sprawowałem Mszę św. dla rodaków, w kościele p.w. Najświętszego Serca Jezusa w Vredehoek (Nazareth House) w Kapsztadzie. We Mszy św. wzięło udział około pięćdziesięciu wiernych. W imieniu Polskiego Stowarzyszenia w Kapsztadzie przywitała mnie pani Prezes Danuta Cieśla, która wręczyła mi pamiątkową książkę wydaną z okazji 70-lecia stowarzyszenia (1949-2019). Ze swej strony podarowałem zebranym obrazek św. Jana Pawła z relikwią zawierającą cząstkę wziętą z jego szat.

Podczas homilii powiedział między innymi, że dzisiejsza niedziela, przypada na dzień ósmego września, który jest dniem, kiedy obchodzimy narodziny Najświętszej Maryi Panny. Jest to szczególny dzień dla mnie, ponieważ dokładnie cztery lata temu, w to święto rozpocząłem moją misję Nuncjusza Apostolskiego na kontynencie Afrykańskim, a dokładnie w Ghanie. Przy tej okazji chciałbym przypomnieć jak to święto obchodził po raz pierwszy jako Papież nasz rodak św. Jan Paweł II. Tego dnia, 8 września 1979 r., udał się z pielgrzymką do sanktuarium maryjnego w Loreto, we Włoszech, gdzie znajduje się dom Świętej Rodziny z Nazaretu. W trakcie drugiej wojny światowej to sanktuarium zostało wyzwolone spod niemieckiej okupacji przez polskich żołnierzy z II Korpusu dowodzonego przez gen. Władysława Andersa. Podczas działań wojennych, Polacy starali się uchronić sanktuarium przed zniszczeniem, ograniczając użycie artylerii do minimum. Podczas Mszy św. tego dnia, św. Jan Paweł II powiedział między innymi w swojej homilii:  
„Uroczystość narodzin Maryi zdaje się rzucać w szczególny sposób swoje światło na Kościół na ziemi włoskiej, właśnie tutaj, w Loreto, w cudownym sanktuarium, które jest dziś celem naszej wspólnej pielgrzymki. Od początku mojego pontyfikatu gorąco pragnąłem przybyć do tego miejsca; Jednak czekałam na ten właśnie dzień, na to dzisiejsze święto. Dzisiaj jestem tutaj i cieszę się, że w mojej pierwszej pielgrzymce biorą udział także czcigodni kardynałowie i biskupi, liczni księża i siostry zakonne oraz rzesze pielgrzymów, przybywających przede wszystkim z różnych miast tego regionu Włoch. Razem ze wszystkimi pragnę dziś zanieść tutaj gorące słowa czci do Maryi, słowa płynące z wszystkich serc, a jednocześnie z wielowiekowej tradycji tej ziemi, którą Opatrzność wybrała na siedzibę Piotra i która później została opromieniona światłem tego Sanktuarium, której głęboka pobożność chrześcijańska związała w szczególny sposób z pamięcią o tajemnicy Wcielenia. (…) Nie mogę także przemilczeć faktu, że niedaleko Sanktuarium znajduje się cmentarz, na którym spoczywają ciała moich rodaków, polskich żołnierzy. Podczas II wojny światowej polegli w bitwie na tej ziemi, walcząc o „wolność waszą i naszą”, jak głosi stare polskie motto. Tu polegli i mogą spocząć w pobliżu Sanktuarium Maryi Panny, której tajemnica narodzin rzuca światło na Kościół na ziemi polskiej i na ziemi włoskiej. Oni także uczestniczą, w niewidzialny sposób, w dzisiejszej pielgrzymce”.

Chciałoby się dodać jeszcze do tych papieskich słów, że tajemnica narodzin Matki Bożej rzuca światło także na Kościół na ziemi Południowoafrykańskiej. Święty Papież, mówiąc o pielgrzymowaniu żywych i poległych naszych rodaków do domu Świętej Rodziny w Loreto, ukazuje nam wielką prawdę i o naszym życiu, że tu na ziemi jesteśmy pielgrzymami. A celem naszej pielgrzymki jest dom Ojca, gdzie spotkamy Jezusa i Maryję. Wam, i również mnie, przypadło pielgrzymować tutaj w RPA, ale cel tej pielgrzymki jest ten sam. Może rodzić się pytanie, jak tam dotrzeć? Temu właśnie celowi służy nasza wiara, które wskazuje na drogę do domu Ojca, i za pomocą sakramentów świętych dodaje nam sił.

W dzisiejszej ewangelii, św. Marek przedstawia scenę spotkania Jezusa z głuchoniemym. Możemy sobie wyobrazić, jakie to nieszczęście nie być w stanie odbierać żadnych dźwięków i nie móc wypowiadać żadnych słów.

Tak na marginesie muszę dodać, że w naszym świecie coraz więcej pojawia się ludzi niesłyszących. Czasem można to zobaczyć nawet w TV, na przykładzie niektórych wywiadów, kiedy dziennikarz pyta kogoś np. o koszt lotów na księżyc, a pytany opowiada o lepieniu garnków z gliny i tłumaczy jak to uspakaja, jakby w ogóle nie usłyszał pytania. Podobnie zjawisko można zaobserwować na forach internetowych. Ludzie odpowiadają na pytanie, które nigdy nie padły. A kiedy coś piszą, trudno ich zrozumieć co tak naprawdę chcieli powiedzieć. Na dodatek cierpią jeszcze na zanik pamięci, ponieważ wieczorem zapominają o tym co jeszcze mówili czy pisali rano. Za pośrednictwem Internetu i portali społecznościowych bariery odległości między ludźmi prawie że zniknęły, natomiast wzrosły przeszkody we wzajemnym zrozumieniu.

Po Mszy św. spotkaliśmy się przy wspólnym stole, gdzie zaczęliśmy się dzielić naszymi życiowymi historiami. Na początku spotkania rodacy odśpiewali mi tradycyjne sto lat. Pomimo tego, że widzieliśmy się pierwszy raz w życiu, miało się wrażenie jesteśmy starymi przyjaciółmi którzy wreszcie spotkali się po latach. Były historie radosne i smutne, jak to w życiu. Pierwsza fala polskich emigrantów w RPA, to były polskie sieroty uratowane z Syberii, które wyszły z ZSRR ze Armią gen. W. Andersa. Następna fala przyszła w latach osiemdziesiątych. Było to naprawdę piękne i wzruszające spotkanie z rodakami na krańcach świata. Jak w moim motto: aż po krańce świata. Wezwanie jest w liczbie mnogiej, ponieważ tych krańców jest więcej. Wczoraj udało się dotrzeć na ten kraniec w Afryce. A jeszcze tyle przede mną miejsc, do których muszę dojść. Ale z Bożą pomocą wierzę, że się uda.

✠ Henryk M. Jagodziński
NUNCJUSZ APOSTOLSKI W RPA, LESOTHO, NAMIBII, ESWATINI i BOTSWANIE

Pretoria, dnia 8 września 2024 r.