Jak Boże Narodzenie spędził Nuncjusz w dalekiej Ghanie?

To już moje trzecie Boże Narodzenie w Ghanie. Jak każde Boże Narodzenie, było ono wyjątkowe i niepowtarzalne – pisze do nas Ksiądz Arcybiskup Henryk Jagodziński, nasz Rodak.

Świętowanie zaczęło się w wigilię wigilii, kiedy składałem życzenia widzom Lumen Christi TV, katolickiej telewizji w Ghanie, która rozpoczęła swoja działalność we wrześniu br. Miałem złożyć życzenia widzom i powiedzieć coś o Bożym Narodzeniu. Przekazałem widzom to, co katolicki kapłan o Bożym Narodzeniu powiedzieć powinien; że Słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami. Bóg, Stwórca wszystkiego co istnieje, został jednym z nas i stał się człowiekiem, podobnym do nas we wszystkim z wyjątkiem grzechu. Powiedziałem także że czas Bożego Narodzenia, to czas, kiedy dzieją się rzeczy niezwykle, jednym słowem, dokonują się cuda. Opowiedziałem historię, którą usłyszałem dwadzieścia lat temu, od śp. J.E. Kardynała Kazimierza Świątka, arcybiskupa metropolity Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej i Administratora Apostolskiego Diecezji Pińskiej. Niektórzy mówili o nim, że był to ostatni obywatel Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jego życiorys to jest temat na inną opowieść, ale zatrzymam się na historii z opłatkiem. W lipcu 1945 r., został skazany przez władze sowieckie na 10 lat łagrów, za nic innego tylko za wykonywanie swojej kapłańskiej posługi. W 1947 r. był w łagrze, w okolicach Workuty. Tam dla dziesięciu Polaków zorganizował wigilię, a dzięki życzliwości dobrych ludzi zdobył opłatek. Kiedy mieli się przełamać opłatkiem, nagle otworzyły się drzwi i do baraku wszedł komendant łagru z wyciągniętym rewolwerem w dłoni, w towarzystwie żołnierza z karabinem, i zdenerwowanym głosem zapytał: co wy tu robicie? Było to już w trakcie ciszy nocnej i więźniowie powinni już w milczeniu leżeć na pryczach. Naprzeciw wyciągniętej ręki z rewolwerem, kardynał wyciągnął rękę z opłatkiem i zaczął tłumaczyć, sowieckiemu oficerowi znaczeni wigilii i opłatka. Opłatek to znak przychodzącego Chrystusa oraz znak braterstwa, przebaczenia, jedności i miłości. Dzielimy si nim z najbliższymi i nawet z niespodziewanymi gości, dla których zostawiamy puste miejsce przy wigilijnym stole. Po tych słowach nastąpiło pełne napięcia milczenie. Kto pierwszy opuści rękę? Pierwszy okazał się komendant, który schował rewolwer do kabury i przeprosił, że nie może przyjąć opłatka, ponieważ jest na służbie i powiedział, że mogą kontynuować to wigilijne spotkanie. W innych okolicznościach, więźniowie mogli być surowo ukarani, nawet z karą śmierci włącznie, za nielegalne zgromadzenie, które mogło być zinterpretowane jako bunt. Ale tylko Pan Bóg wie, dlaczego komendant pozwolił kontynuować – po prostu cud wigilijnej nocy. Później powiedziałem, że gdziekolwiek Polacy są na świecie, w wigilię łączą się przy stole i dzielą opłatkiem. Z woli Ojca Świętego Franciszka został posłany do was, do wszystkich Ghańczyków, nie tylko do katolików i z wami wszystkimi w ten dzień, jak z rodziną, łamię się opłatkiem. Po czym wziąłem opłatek i przełamałem go przed kamerą. Robert Dela Yao, który kierował nagraniem, oraz jego dwaj współpracownicy wzruszyli się moją opowieścią i poprosili, że również i oni chcieliby ze mną przełamać się opłatkiem i złożyć mi życzenia, co też uczyniliśmy już poza kamerami. Na prośbę Roberta, przekazałem też opłatki dla pozostałego personelu Lumen Christi TV.

Tegoroczne Święta Bożego Narodzenia miałem spędzić w Archidiecezji Kumasi. Podróż do Kumasi miałem odbyć w dzień wigilijny. Ale zanim udałem się w podróż, podczas śniadania połamałem się opłatkiem z ks. Maherem Chammas, Sekretarzem Nuncjatury oraz Siostrami które pochodzą z Filipin i Indonezji. Zamiast wieczerzy wigilijnej było śniadanie wigilijne, ale z opłatkiem. Także powoli polska tradycja opłatka zaczyna zadamawiać się także i w Ghanie.

W normalnych warunkach podróż do Kumasi zabiera około czterech godzin. Niestety, moja podróż wyniosła pięć i pól godziny z powodu wypadku, który wydarzył się na drodze, powodując olbrzymie korki. Musieliśmy wybrać drogą objazdową, gdzie w pewnym momencie skończył się asfalt i musieliśmy poruszać się w chmurze ceglastego pyłu. Ale dzięki Bogu dojechałem na czas.

Msza Św. wigilijna odbyła się w parafii św. Pawła w Kumasi, o godzinie siódmej. Przed Mszą św., jak to zwykle ma miejsce przy takich uroczystościach, odbył się przegląd oddziałów dam i rycerzy Marschala oraz św. Jana. Jak się później dowiedziałem, była to rodzinna parafia J.E. abpa Gabriela Justice Anokye, obecnego arcybiskupa Kumasi. W spotkaniu z wiernymi dało się odczuć wielki entuzjazm i radość. Później, w przemówieniach, zarówno arcybiskup i wierni wyrażali wielkie przywiązanie do osoby Ojca Świętego. W swojej homilii mówiłem o tym, że Boże Narodzenie jest tajemnicą Bożej miłości. Oto z miłości do rodzaju ludzkiego, Bóg stał się człowiekiem. Moje słowo do wiernych, zakończyłem cytatem z homilii Papieża Franciszka, którą wygłosił on w swoje pierwsze Boże Narodzenie w Watykanie: „W tę Noc dzielimy radość Ewangelii: Bóg nas kocha, kocha nas tak bardzo, że dał nam swego Syna jako brata, jako światło w naszych mrokach. Pan powtarza nam: «Nie bójcie się!» (Łk 2, 10). Jak aniołowie powiedzieli pasterzom: «Nie bójcie się!». I ja również powtarzam wam wszystkim: Nie bójcie się! Nasz Ojciec jest cierpliwy, kocha nas, daje nam Jezusa, by nas prowadził w drodze do ziemi obiecanej. On jest światłem, które rozjaśnia mroki. On jest miłosierdziem: nasz Ojciec zawsze nam przebacza. On jest naszym pokojem. Amen”.

Kiedy wróciliśmy do domu arcybiskupiego, długo nie mogłem zasnąć; ale to nie dlatego że rozmyślałem nad dzisiejszymi przeżyciami, ale ze względu na petardy i sztuczne ognie, które miałem wrażenie były odpalane tuż pod moim oknem. Ludzie tutaj i w ten sposób świętują narodzenie Pana Jezusa, oznajmiając to całemu światu na różne sposoby.

Rano wyruszyliśmy do katedry św. Piotra w Kumasi. Przyjechaliśmy parę minut przed czasem, więc wierni wykorzystali tę okoliczność, aby robić sobie z nami pamiątkowe zdjęcia i prosić o błogosławieństwo. Czasem kolejność była odwrotna. Zanim ruszyliśmy w procesji do katedry, już tradycyjnie dokonaliśmy przeglądu oddziałów rycerzy i dam Marshala oraz św. Jana. Katedra była wypełniona po brzegi wiernymi. Poszczególne kościelne organizacje wyróżniały się swoimi strojami. Liturgię, uświetniła też swoimi tańcamiliturgiczna grupa folklorystyczna. Repertuar pieśni podczas Mszy św., był na przemian klasyczny i tradycyjny; wykonywany przez dwa chóry. W swojej homilii zadałem retoryczne pytanie, co tak naprawdę celebrujemy w Boże Narodzenie. Zwróciłem uwagę, że niestety ciągle trwa na świecie walka z chrześcijaństwem. Według Christiana Nani, dyrektora „Open Doors Italia”, w tym roku na świecie, różnym formom prześladowań było poddanych około 360 mln chrześcijan. Powiedział to w wywiadzie udzielonym Radiu Watykańskiemu. W wielu krajach próbuje się odebrać Świętom Bożego Narodzenia ich chrześcijański wymiar. Niektórzy zamiast „Merry Christmas”, używają określenia „Season`s geetings”, tzn. życzenia okresowe. Jeden z europejskich krajów oficjalnie wydał w tym roku taką dyrektywę swoim urzędnikom. Dlatego zachęcałem, żeby używać chrześcijańskich życzeń, również w formie pisanej. W wielu miejscach publicznych, patrząc na dekoracje świąteczne, trudno się domyśleć z jakiej są one okazji, bo nie ma w nich odniesienia do Jezusa, Maryi i Józefa. Jedyną ludzką postacią jest tzw. Santa Claus, który jest wyrośniętym krasnalem i poza czerwonym kolorem nie przypomina swojego protoplasty, którym był św. Mikołaj, biskup Miry w Licji. Obecna postać Santa Claus, powstała w 1930 r., jako reklama coca-coli, i z tym napojem dotarła aż do Ghany.

Po południu udaliśmy się na spotkanie z J.K.M. Otumfuo Osei Tutu II, obecnym Asantehene, czyli królem ludu Aszanti. Jest on najpotężniejszym tradycyjnym władcą w Ghanie. Cieszy się specjalnym statusem, i dlatego na przykład nie zasiada w izbie wodzów, ponieważbyłoby to ujmą dla jego wielkości. W średniowieczu tworzyli one potężne imperium, jak na warunki afrykańskie. W czasach kolonialnych ostro przeciwstawili się Brytyjczykom, z którymi prowadzili cztery wojny. J.E. abp Anokye powiedział mi, że Aszanti stoczyli dwanaście bitew z Brytyjczykami, z których cztery były dla nich wygrane.

Spotkanie z królem odbywało się na błoniach wokół królewskiego pałacu. Takich oficjalnych spotkań z królem odbywa się kilka w ciągu roku. Kiedy weszliśmy na miejsce spotkań, naszym oczom ukazał się niezwykły widok jakby nie z tej epoki. Morze różnokolorowych parasoli wielkich i olbrzymich rozmiarów, wokół których gromadziły się większe lub mniejsze grupy ludzi ubranych w ghańskie togi lub inne niecodzienne szaty. Te parasole są oznaką piastowanej godności i rozciągane są nad wodzami, którzy przybyli, aby złożyć hołd królowi. Wodzowie przybyli z całej Ghany. Obecni byli także wysocy urzędnicy państwowi.Goście oprócz pozdrowień przynosili także i dary w postaci butelek różnorodnych napojów oraz w postaci żywego inwentarza. Arcybiskup i ja zostaliśmy usadzeni w specjalnym sektorze dla szczególnych gości oczekujących na swoją kolejkę do spotkania z królem. O tym jednak, że jesteśmy w dwudziestym pierwszym wieku świadczyła obecność uzbrojonych w karabiny maszynowe żołnierzy i policjantów. Król otoczony był przez dworzan, którymi byli niższej rangi wodzowie. On sam siedział na tronie, który postawiony był na skórze lwa, którego głowa znajdowała się tuż przed królewskimi stopami. Król przyjął mnie bardzo ciepło, po czym po wymianie kurtuazyjnych formuł, z resztą delegacji poszliśmy pozdrowić królową matkę. Całość zakończyła się przeniesieniem króla w lektyce przez błonie, do pałacu, czemu towarzyszyło bicie w bębny i śpiewy. Trzeba może uściślić, że te bębny wydzielały z siebie dźwięki cały czas trwania wydarzenia, nie tylko w trakcie przemarszu. W blasku zachodzącego słońca, patrząc na ten królewski orszak i mrze otaczających go ludzi, wydawało się jakby czas się zatrzymał. Tylko słońce coraz bardziej zachodziło a potem przyszły ciemności nocy i wszystko zniknęło.

Następnego dnia, wraz z arcybiskupem i około piętnastu księżmi udaliśmy się na sprawowanie Mszy św. do centralnego więzienia w Kumasi. Swoim wyglądem zewnętrznym i wewnętrznym więzienie sprawiało wrażenie, że już długo służy ghańskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Msza św. obywała się na placyku znajdującym się między murem zewnętrznym a pawilonami, gdzie przebywali więźniowe, którzy byli od nas oddzieleni kratą. Na Mszy św., oprócz dyrekcji i strażników, były także dwa chóry oraz jeszcze pewna grupa ludzi z zewnątrz. Warunki bytowe w tym zakładzie karnym należą do dość ciężkich, nawet jak na warunki afrykańskie. Przepełnione baraki nie są dobrze oświetlone a wyżywienie jest bardziej niż skromne. Kiedy spojrzałem na więźniów dostrzegłem smutek na ich twarzach oraz zgaszone spojrzenia w oczach. Ale w miarę trwania Mszy św. stawali się coraz bardziej aktywni: zaczynali śpiewać, klaskać a nawet się uśmiechać. Szczególnie wielką popularnością cieszyło się błogosławienie wodą święconą. Łatwo było rozpoznać, kto jest chrześcijaninem a kto muzułmaninem. Chrześcijanie czynili znak krzyża, a muzułmanie przesuwali otwartymi dłońmi po twarzy w geście obmywania. Arcybiskup wszedł również do pawilonów, aby poświęcić miejsca, gdzie mieszkają więźniowie. Z tej okazji współpracownicy biskupa przywieźli także świąteczny obiad, aby ten dzień stał się dla nich naprawdę radosnym. Również podczas Mszy św. dokonaliśmy zbiórkę pieniędzy, które przekazaliśmy zarządowi więzienia na rzecz poprawy warunków bytowych pensjonariuszy. W swojej homilii, powiedziałem, że wiemo tym, że chcieliby być teraz w innym miejscu. Ale także i tutaj Pan Bóg przychodzi do nich z dobrą nowiną o Jego miłości do każdego człowieka, także i do nich. Potem przypomniałem papieskie nauczanie odnośnie więźniów przebywających w zakładach karnych.

Na zakończenie Mszy św., podszedłem pod oddzielająca nas kratę i błogosławiłem tych z drugiej strony, życząc im wesołych Świąt Bożego Narodzenia, co spotkało się z wielkim aplauzem z ich strony. W tak krótkim czasie, naocznie mogłem się przekonać jak Ewangelia o Jezusie Chrystusie zmienia ludzkie życie: na smutnych twarzach pojawił się uśmiecha, a zgaszone oczy zapaliły się Bożą radością.

Po Mszy św. udaliśmy się do katedry, gdzie w auli przykatedralnej mieliśmy wspólny obiad z księżmi oraz zakonnicami i zakonnikami. Wśród zgromadzonych była też siostra Gabriela z Polski, ze zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości, popularnie zwanych Siostrami Matki Teresy z Kalkuty. Także i tym razem był polski akcent. Osobiście złożyłem życzenia wszystkim obecnym, a następnie wygłosiłem konferencje na temat znaczenia Bożego Narodzenia według nauczania Papieża Franciszka.

Ostatnim punktem programu tego dnia była wizyta u J.E. abpa Petera Kwasi Sarpong, emerytowanego arcybiskupa Kumasi. 26 lutego, przyszłego roku, będzie obchodził dziewięćdziesiąte urodziny. Jest on żywą legendą Kościoła w Ghanie, który nadal jest bardzo aktywny, uczestnicząc w wielu spotkania i pisząc do katolickiego tygodnika „Catholic Standard”.

Następnego dnia, już bez przeszkód wróciłem do Akry, ciesząc się Bożym Narodzeniem, którego radość dociera aż po krańce świata.

† Henryk M. Jagodziński
Nuncjusz Apostolski w Ghanie

28 grudnia 2022 r.