W kapłański Wielki Czwartek publikujemy refleksję Księdza Arcybiskupa Henryka Jagodzińskiego, Nuncjusza Apostolskiego w Ghanie, o św. Janie Pawle II i o kapłaństwie.
Dnia 17 grudnia 2021 r. miałem okazję uczestniczyć w Akrze, w przedstawieniu książki pani Dorothy Mensah-Aggrey, pt. „Thank you! I’II SayitAgain” (Dziękuję! Powiem to jeszcze raz). Jak sam tytuł mówi, książka ta dotyczy wdzięczności. Zaproszono mnie nie tylko do uczestnictwa w tym wydarzenia, ale także do wypowiedzenia kilku słów. W swoim wystąpieniu, powiedziałem że nie przygotowałem swojego wystąpienia, ponieważ postanowiłem mówić sercem. Uświadomiłem sobie wtedy, że rzeczywiście kwestia wdzięczności jakoś nam umyka. Bardzo dużo mówi się o ludzkich prawach, niestety najczęściej w kontekście ich nieprzestrzegania. Czasem ktoś nadmienicoś o ludzkich obowiązkach, ale prawie nikt nie wspomina o wdzięczności. Każdy z nas ma za co dziękować, i może nawet sobie nie uświadamiamy jak wielu osobom winniśmy wdzięczność. Na samym początku powinniśmy dziękować Panu Bogu Wszechmogącemu za dar życia. Potem naszym rodzicom, za to, że zechcieli to nasze życie przyjąć i troszczyć się o nie. A potem pojawia się zastęp wielu osób, nauczycieli i mistrzów, dzięki którym jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, albo zastanawiamy się, gdzie moglibyśmy być, gdybyśmy szli w pełni za ich radami i naukami.
Pośród wielu osób, którym chciałbym wielokrotnie powiedzieć dziękuję, jest osoba św. Jana Pawła II. I to nie tylko dlatego, że był to pierwszy papież Polak, co dla katolika pochodzącego z Polski, ma wielkie znaczenie, ale dlatego że jego osoba i nauczanie wciąż wywierają wielki wpływ na moje życie.
Nigdy nie zapomnę tego październikowego dnia, a dokładnie 16 października 1978 r., kiedy w polskim dzienniku telewizyjnym podano wiadomość o wyborze na stolicę Piotrową J.E. kardynała Karola Wojtyłę, arcybiskupa, metropolitę krakowskiego. Dla mnie był to też szczególny rok, ponieważ tego roku na wiosnę przyjąłem po raz pierwszy komunię świętą. Pamiętam wtedy niesamowity entuzjazm i poczucie dumy, jakie opanowały całą Polskę. Co prawda wtedy po raz pierwszy w życiu usłyszałem o kardynale Wojtyle, ale przez fakt, że został ogłoszony papieżem poczułem, że jest to ktoś bardzo mi bliski. To uczucie potęgowało się, kiedy widziałem u innych, a zwłaszcza w naszym parafialnym kościele w Małogoszczu, z jaką czcią i nadzieją wymawiane było imię papieża Jana Pawła II. W prasie katolickiej, w opowieściach księży i znajomych jawiła się niezwykła postać Karola Wojtyły, który później został papieżem, jako osoby niezwykłej już od lat dziecięcych, szczególnie utalentowanej i wrażliwej, już od wczesnych lat obdarzonej Bożym Duchem, przygotowującym go do niezwykłej misji. Aby zrozumieć takie nastawienie i tworzenie legendy już za życie, trzeba sobie zdać sprawę jak wtedy wyglądało życie w Polsce socjalistycznej. Koniec lat siedemdziesiątych, to początek kryzysu ekonomicznego. Zaczynało brakować podstawowych artykułów potrzebnych do życia. Polskie miasta były szare i smutne. Ogólnie panowało zniechęcenie i marazm, co kontrastowało z niewiarygodnym optymizmem emanującym z rządowej telewizji. Pomimo tego, że większość Polaków była wierząca i praktykująca, to Kościół był nieobecny w środkach masowego przekazu. Oficjalna bezwyznaniowość państwa, w wielu publikacjach zapowiadała zniknięcia zjawiska religii, w miarę rozwoju edukacji i postępu naukowo-technicznego. Tylko że tego postępu za bardzo nie było widać, a dostrzegano coraz bardziej powiększający się dystans jaki dzieli kraje socjalistyczne od krajów Europy Zachodniej i USA. Pomimo oficjalnej propagandy o zgniłym kapitalizmie, którego niebawem nastąpi rychły koniec, władze pilnie reglamentowały wydawanie paszportów i pozwoleń na wyjazdy za granicę. W takiej to szarzyźnie socjalistycznej egzystencji pojawia się uśmiechnięta, pełna energii postać Jana Pawła II, który wzywa do tego, aby się nie bać i żeby otworzyć drzwi Chrystusowi. Swoim wyborem przyniósł on nam wszystkim wtedy wielki dar, a tym darem była nadzieja na lepsze jutro. Mówił o godności człowieka, o godności jego życia i jego pracy. Oto wszyscy uświadomiliśmy sobie, że jesteśmy częścią wielkiej rodziny Kościoła katolickiego, która wcale nie ma zamiaru wymrzeć, a co więcej, rozwija się coraz bardziej. Rządowa telewizja już nie mogła udawać, że Kościoła nie ma i że jest to zjawisko marginalne. Z wielkim wzruszeniem śledziliśmy spotkanie, celebracje i podróże Jana Pawła II, najpierw po Włoszech, a potem po świecie. Pierwsza jego podróż zagraniczna miała miejsce do Meksyku. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie tłumy ludzi, którzy przyszli na spotkanie z papieżem. Potem była już jego pierwsza pielgrzymka w ojczyźnie, którą razem z rodzicami śledziłem na czarnobiałym telewizorze. Nie rozumiałem wiele, z tego co wtedy św. Jan Paweł II mówił, ale czułem podświadomie, że mówi rzeczy bardzo ważne i mądra, że to jest on tym pasterzem, z którym należy podążać. Czułem także, że on jest tym prorokiem, który wyprowadzi nas wszystkich z tego poczucia niemożności i zniewolenia, do pełnej wolności i świadomego działania. Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, już wtedy czułem, że system, w którym żyjemy oparty jest na fikcji, i dla dobra jednostek i całego narodu trzeba z niego jak najszybciej wyjść. Jan Paweł II, mówił bardzo dużo o godności człowieka, o jego podmiotowości. To znaczy, że wszystkie instytucje państwowe, jak i samo państwo jako takie, ma służyć człowiekowi i jego rozwojowi, a nie odwrotnie. Papież także uświadomił mi, że wiara ma także swój wymiar społeczny i nie należy tylko do intymnej sfery życia człowieka, ale powinna także mieć konkretny wpływ na życie i wybory większe lub mniejsze, które podejmujemy każdego dnia. Ten wielki entuzjazm i radość oraz nadzieje, które towarzyszyły papieżowi podczas jego pierwszej pielgrzymki, wydawało się, że już po roku przyniosła owoce w postaci ruchu „Solidarność”. Oglądają te przemiany oczyma jedenastoletniego dziecka, rzeczywiście odczuwałem, że jestem świadkiem historycznych przemian, gdzie oto na moich oczach rodzi się nowa Polska, która wraca do swoich katolickich korzeni i rozpoczyna proces, który uczyni z niej nowoczesne państwo. Tak było na początku, jednakże bardzo szybko zauważyłem, że jednak z tymi przemianami na lepsze tak łatwo nie pójdzie. Kryzys gospodarczy zaczął się pogłębiać, lista nieosiągalnych na rynku artykułów i towarówzaczynała zatrważająco się rozszerzać, inflacja czyniła szalone postępy, miało się wrażenie, że kraj jakby zgubił kierunek, w którym chce podążać.
13 maja 1981 r., zamarły wszystkie serca Polaków, kiedy dowiedzieliśmy się o zamachu na naszego rodaka. Naród jednoczył się w modlitwie, aby jednak Wszechmogący pozostawił nam papieża, który właśnie w tym szczególnym momencie jest nam tak bardzo potrzebny. Modlitwy nasze zostały wysłuchane, Jan Paweł II, wrócił do zdrowia. Ale mimo to, wyczuwało się wiszącą w powietrzu katastrofę, która przyszła 13 grudnia 1981, w postaci stanu wojennego. Dla wszystkich, przynajmniej w moim otoczeniu,było to wielkie zaskoczenie. W ciągu jednej nocy, cały kraj znalazł się pod kontrolą wojska i policji, tysiące ludzi zostało internowanych i aresztowanych a ruch „Solidarności” został spacyfikowany. Trudności życia codziennego pogłębiały się i trudno było marzyć o lepszej przyszłości w najbliższych latach. W tamtych właśnie momentach niepewności i trudności dodawał nam nadziei i otuchy św. Jan Paweł II. Byliśmy pewni, że nie tylko modli się za nas, ale także zabiega o pomoc dla swojej ojczyzny na innych polach.
Nasz wielki rodak przypominał nam o chrześcijańskim życiu i o tym, aby w walce o wolność się nie zagubić, aby pamiętać czego uczył nas Chrystus. Bardzo łatwo jest spalić mosty, trudniej je odbudować. O ile to możliwe trzeba się starać, aby nie ulegały zniszczeniu.
Po raz pierwszy zobaczyłem Jana Pawła II podczas jego drugiej pielgrzymki di Polski w 1983, a dokładnie na Mszy św. na wałach Jasnej Góry w Częstochowie 16 czerwca. Oczywiście stałem w olbrzymim tłumie, z daleka od głównego ołtarza, a Ojciec św. był małym punkcikiem, ale wiedziałem, że to on. Chociaż daleko, a jednak bliski. Miałem wrażenie, że mimo tak wielkiej odległości, jakby w szczególny sposób mówił do mnie. Drugi raz w podobnych okolicznościach, zobaczyłem Jana Pawła II, podczas Mszy św. w Tarnowie 10 czerwca 1987 r., gdzie byłem jednym z dwóch milionów zgromadzonych na tej celebracji. Postać jego już wyraźnie widziałem, ale jeszcze za daleko, aby dostrzec rysy twarzy. Ale i tak czułem, że w szczególny sposób mówi do mnie.
Kiedy zaczynało mi przybywać lat, powoli zaczynałem sięgać po teksty św. Jana Pawła II. Szczególne wrażenie zrobił na mnie „List do młodychcałegoświata "Parati semper", z okazji Międzynarodowego Roku Młodzieży”. 31 marca 1985 r. Kiedy się ukazał miałem ukończone właśnie osiemnaście lat. W Polsce to wiek, kiedy prawnie dana osoba staje się pełnoletnią, jednym słowem wchodzi w dorosłe życie. Był to rok przed maturą, czyli czas, kiedy podejmujemy decyzje co dalej. Rozważanie tego listu rozpocząłem na pewnych rekolekcjach powołaniowych, a potem dalej nad nim się zastanawiałem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że miał on też swój udział w ostatecznej decyzji pójścia drogą powołania kapłańskiego.
Koniec lat osiemdziesiąty to czas powracającego optymizmu i nadziei na budowę lepszego świata, a co za tym idzie na upadek komunizmu, co też teoretycznie nastąpiło w Polsce 4 czerwca 1989 r. Wszyscy byliśmy przekonani, że te pozytywne zmiany nastąpiły w dużej mierze dzięki św. Janowi Pawłowi II.
W 1988 r. wstąpiłem do Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach. Oczywiście nietrudno sobie wyobrazić, że w procesie formacyjnym bardzo ważną rolę odgrywała osoba i nauczanie Jana Pawła II. Wielu moich profesorów znało go osobiście, czy to z okresu krakowskiego czy też, kiedy studiowali oni w Rzymie. Z zapartym tchem słuchaliśmy opowieści o naszym rodaku. W 1990 r. zostałem wysłany do Polskiego Seminarium Duchownego w Paryżu we Francji na dwa lata. W całym Seminarium było nas dziesięciu alumnów. Jako całe Seminarium w kwietniu 1991r. pojechaliśmy na pielgrzymkę do Rzymu. Była to dla mnie pierwsza wizyta w wiecznym mieście. Dostąpiliśmy tej łaski, że uczestniczyliśmy w porannej Mszy św. z papieżem w jego prywatnej kaplicy. Po Mszy św. Jan Paweł II przywitał się z każdym z nas i zapytał z jakiej jesteśmy diecezji. Nie było czasu na dłuższą rozmowę, chociaż i tak ze wzruszenia nie za wiele bym pewnie powiedział. Było to niesamowite uczucie, modlić się razem z następcą św. Piotra i uścisnąć jego dłoń, a jeszcze nie tak dawno marzeniem było tylko móc zobaczyć go z bliska. Po powrocie do Polski, Jan Paweł II ciągle był obecny w mojej formacji w Seminarium. Podziwiałem jego niespożytą energię i nowe inicjatywy, którymi ożywiał Kościół. Czuło się jego duchową obecność i opiekę jaką roztaczał nad nami. Po święceniach, przez dwa lata pracowałem na parafii jako wikary w Busku Zdroju, w parafii p.w. św. Alberta Chmielowskiego, o którym jeszcze Karol Wojtyła napisał sztukę „Brat naszego Boga”. Po dwóch latach zostałem wysłany na studia z zakresu prawa kanonicznego do Rzymu. W tym czasie udawało mi się częściej widywać Jana Pawła II na modlitwie „Anioł Pański”, podczas uroczystych Mszy św. w Watykanie oraz kilka razy udało mi się być na prywatnych audiencjach towarzysząc naszym biskupom czy z grupami pielgrzymów. Szczególnie zapadła mi w pamięć wizyta Jana Pawła II w Papieskiej Akademii Kościelnej 26 kwietnia 2001 r, z okazji 300 rocznicy jej powstania. Nie mówiliśmy wiele, ale w pamięci pozostało mi głębokie, papieskie spojrzenie. Kilka miesięcy później wyjechałem na pierwszą moją placówkę na Białoruś. Wtedy ja opowiadałem wielu ludziom o papieżu, którzy byli bardzo ciekawi jego osoby i miejsca, w którym przyszło mu żyć i pracować, czyli w Watykanie. Smutna wiadomość o chorobie a potem o śmierci naszego wielkiego rodaka zastała mnie podczas wakacji w Polsce. Przerwałem wakacje i wróciłem do Nuncjatury w Mińsku. Wielu ludzi, nie tylko katolicy, składało kwiaty, paliło znicze przed budynkiem Nuncjatury i wpisywało się do księgi kondolencyjnej. W licznych parafiach organizowane były Msze św. za zmarłego papieża, gdzie w wielu uczestniczyłem. Smutek był wielki, tak jakbyśmy stracili kogoś z rodziny. Ten ból, jakby dokonał kolejnego cudu, wydawało się, że Polacy, porzucili podziały i w imię wielkiego rodaka postanowili się zjednoczyć. Niestety, nie trwało to zbyt długo, ale jednak był to dowód, że coś takiego jest możliwe. Po Białorusi, zostałem skierowany do pracy na Chorwacji. Tam z wielką dumą odkryłem, jak wielką miłością Chorwaci darzą Jana Pawła II. Niektórzy nawet starali się mnie przekonać, że tak naprawdę to nie był on Polakiem, a Białym Chorwatem. Dzięki Janowi Pawłowi II mój na Chorwacji był szczególnie radosny. Potem zostałem wezwany do pracy w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej i zamieszkałem na terytorium Watykanu w Domie św. Marty. Podczas mojego pobytu w Watykanie codziennie Mszę św. odprawiałem w Bazylice św. Piotra. W każdy czwartek uczestniczyłem we Mszy św. po polski w grotach tejże bazyliki przy grobie św. Jana Pawła II. W bazylice bardzo często odprawiałem Mszę św. przy ołtarzu św. Sebastiana, gdzie później przeniesiono ciało świętego papieża. Miałem to szczęście, że uczestniczyłem we Mszy św. beatyfikacyjnej 1 maja 2011 r. sprawowanej przez papieża Benedykta XVI oraz we Mszy św. kanonizacyjnej 27 kwietnia 2014 r., sprawowanej przez papieża Franciszka.
Z perspektywy czasu widzę, jak ważna była obecność papieża w moim życiu, na wieloraki sposób. Jak często był on dla mnie punktem odniesienia i źródłem inspiracji podejmowanych decyzji czy w przepowiadanego słowa. W wielu miejscach na świecie, kiedy wspomniałem, że jestem Polakiem, ludziom od razu pierwsze skojarzenie, które przychodziło to była osoba Jana Pawła II. Również tutaj w Ghanie, wielu ludzi wspominało jego wizytę w maju 1980 r. Kiedy jest już w niebie, nie przestaje mi pomagać.
Muszę to powiedzieć raz jeszcze dziękuję Ci, św. Janie Pawle II, za obecność w moim życiu, za nadzieję którą mi dałeś za siłę przykładu silnej wiary i dobroci co przemienia serca. Dziękuję Ci, za twoje nauczanie, które umacnia braci w wierze. Dziękuję Ci, za twoje modlitewne wstawiennictwo, dziękuję Ci, święty Janie Pawle II za obecność w moim życiu.
† Henryk M. Jagodziński
Nuncjusz Apostolski w Ghanie
14 kwietnia 2022 r.
Wyższe Seminarium Duchowe Święci kościoła Kieleckiego Instytucje Naukowo Dydaktyczne Koinonia Św. Pawła Bazylika Katedralna Ruchy, Stowarzyszenia, Wspólnoty Sanktuaria Domy Rekolekcyjne Dom Księży Emerytów Caritas Fundacje Muzeum Diecezjalne Archiwum Diecezjalne Media Diecezjalne Świętokrzyski szlak papieski Życie Konsekrowane Pielgrzymki Parafialne Do Pobrania Jeśli szukasz pomocy Artykuły Archiwalne
Msza święta
i Liturgia Godzin
ze wspomnienia.
Prefacja o świętych
męczennikach – nr 72.
Zaleca się
I Modlitwę Eucharystyczną.
Msza o powołania
w parafii Kurzelów.
† Mieczysław Bialik 2008
Czy można uczestniczyć we Mszy św. niedzielnej
w sobotę wieczorem?
Kościół o sposobie spełnienia obowiązku uczestniczenia we Mszy św. wypowiada się
w kanonie 1248 Kodeksu Prawa Kanonicznego.
Czuwania dekanatów na Jasnej Górze | Parafialne strony internetowe
"CICHY PRZYJACIEL" | Wojownicy Maryi - Kielce
Komisja Muzyczno-Organistowska | Duszpasterstwo turystów
Duszpasterstwo Osób Niesłyszących i Słabosłyszących
Duszpasterstwo trzeźwości | Służba Liturgiczna
Duszpasterstwo osób z niepełnosprawnością | Arcybractwo Straży Honorowej NSPJ
Apostolat Pielgrzymującej Matki Bożej z Szensztatu | Diecezjalne Centrum ŚDM
KSM | Akcja Katolicka | Ruch Światło Życie | Oratorium Świętokrzyskie
DA Wesoła54 | Eucharystyczny Ruch Młodych
Pielgrzymka Kielecka na Jasną Górę | Nadzwyczajni szafarze komunii
DIECEZJALNI EGZORCYŚCI | Odnowa w Duchu Świętym
© Kuria Diecezjalna w Kielcach 2012
ul. Jana Pawła II nr 3, 25-025 Kielce
tel. +48 41-34-45-425, fax: +48 41-34-15-656
www.Diecezja.Kielce.pl
Wszystkie Prawa Zastrzeżone
Projekt i Wykonanie: multiPIXEL.pl