Powołanie: “Misjonarz”

Nie tak dawno, jeden z moich uczniów z Gimnazjum zapytał mnie: „Kto to jest misjonarz?” Trudno było mi odpowiedzieć na to pytanie, gdyż sam wypraszałem u Boga powołanie misyjne...

Znalazłem jednak odpowiedź jednego z misjonarzy, który powiedział: „Misje Katolickie to działalność, którą podejmują wysłani przez Kościół przedstawiciele zwani misjonarzami. Celem misji jest przede wszystkim głoszenie Ewangelii i zakładanie struktur Kościoła wśród niechrześcijan. Misjonarze oprócz chrześcijańskiego orędzia przynoszą ze sobą pomoc medyczną i ekonomiczną. Misyjne punkty medyczne w krajach trzeciego świata, często są jedynym sposobem na zapewnienie podstawowej opieki ludności lokalnej. Misjonarze prowadzą też szkoły oraz podejmują działania umożliwiające podjęcie studiów wyższych przez młodzież, jak i wiele innych inicjatyw”.

Po dwumiesięcznym już prawie pobycie w Centrum Misyjnym w Warszawie zadaję sobie pytanie: Jakim ja będę misjonarzem? Po co misje? Dlaczego teraz? Na jak długo? Czy jestem powołany do bycia misjonarzem? Na dniu skupienia, przed rozpoczęciem formacji misyjnej usłyszałem te wypełnione nadzieją słowa: „ Misjonarz jest człowiekiem miłości, aby mógł głosić każdemu, że jest kochany przez Boga i on sam może kochać, misjonarz musi dawać świadectwo miłości względem wszystkich, poświęcając życie dla bliźniego”. Św. Jan Paweł II, wielki papież i misjonarz w swojej encyklice „Redemptoris Missio” wyznaczył drogę, którą powinien iść każdy misjonarz. „Wszystkie formy działalności misyjnej odznaczają się świadomością, że służą rozwojowi wolności człowieka, głosząc mu Jezusa Chrystusa. Kościół ma być wierny Chrystusowi, którego jest ciałem i którego misję wciąż rozwija. Konieczne jest, by szedł tą samą drogą, jaką kroczył Chrystus, mianowicie drogą ubóstwa, posłuszeństwa, służby i ofiary z siebie aż do śmierci, z której przez zmartwychwstanie swoje powstał Chrystus zwycięzcą.” To wymagające wyzwanie w dzisiejszych czasach. Czy jeszcze możliwe do spełnienia?

Moja posługa w Kościele rozpoczęła się od powołania misyjnego. W 1997 r. w Bostonie, w Stanach Zjednoczonych, wstąpiłem do wspólnoty zakonnej Ojców i Braci Maristów (The Society of Mary). Jest to zakon, który zajmuję się misjami (szczególnie w Oceanii) oraz edukacją. Po przyjęciu święceń kapłańskich w 2006 roku rozpocząłem pracę duszpasterską, jako prefekt Zespołu Szkół Katolickich w Detroit. Przez 3 lata pracowałem z młodzieżą, jak również w wielu parafiach głosząc słowo Boże i sprawując Sakramenty Święte wspomagałem misje. Prawdziwe wyzwanie przyszło, gdy decyzją mojego prowincjała zostałem mianowany wikariuszem parafii w Karaibskiej dzielnicy Nowego Jorku, pod wezwaniem Św. Franciszka z Asyżu i Św. Błażeja. Proboszcz pochodził z Meksyku, a ja byłem jedynym białym Europejczykiem w tejże wspólnocie. Jakże wielkie było moje zaskoczenie, gdy zostałem do niej przyjęty z otwartym sercem. Wspólnota składała się z emigrantów z Trynidadu i Tobago, Wysp Bahamy, Jamajki, Republiki Dominikany, Haiti, Grenady, Kuby, Puerto Rico i innych mniejszych wysp i państw na Karaibach.

Wkrótce po mojej nominacji na wikariusza, przez tutejszego biskupa zostałem mianowany kapelanem Ligii Maryi, co wiązało się z dodatkowymi obowiązkami. Po za tym zostałem prefektem Szkoły Katolickiej Św. Franciszka z Asyżu, prowadzonej przez Zgromadzenie Sióstr Dobrego Pasterza. Po raz pierwszy poczułem iż jestem na „misjach”, że Pan Bóg prowadzi mnie tam gdzie będę mógł jak najlepiej spełniać jego wolę. Kultura Karaibska różni się diametralnie od Europejskiej. Przede wszystkim w wielu krajach Karaibskich nie istnieje rodzina. Większość moich parafian tworzyli ci którzy byli w wolnych związkach, sakramentalne małżeństwo stanowiło raptem pięć procent całej wspólnoty parafialnej. Brakowało ojców, i przy Chrzcie Świętym dzieci, wiele razy obecne były same kobiety. Smutny był to obraz Kościoła wyniszczonego przez kolonializm i ubóstwo.

Mimo wszystko parafia tryskała radością i wielką miłością do Chrystusa. Myślę że to doświadczenie i prawie czteroletnia posługa w Nowym Jorku przygotowało to wyzwań które są przede mną. Dzisiaj, już jako prezbiter Diecezji Kieleckiej, za zgodą mojego biskupa misjonarza - Jana Piotrowskiego, przygotowuję się na misje do Jamajki. Zdaję sobie sprawę, iż będzie to niezwykle trudne posłanie. Mimo wieloletnich starań misjonarzy, na Jamajce liczba katolików wciąż nie przekracza pięciu procent ludności. Wciąż wiele jest do zrobienia, zwłaszcza iż kapłani pracujący na wyspie w ogromnej większości pochodzą z innych krajów niż Jamajka. Ale Pan Jezus posyła misjonarzy po to, aby niosąc dobrą nowinę prowadzili innych do Chrystusa. Ufam, że z Bożą pomocą i ja, przyprowadzę tych którzy się zagubili na drodze życia, do Winnicy Pańskiej jaką jest Kościół. „Nie ma bowiem świadectwa bez świadków, tak jak nie ma misji bez misjonarzy. Jezus wybiera i wysyła ludzi jako swych świadków i apostołów, aby współpracowali w jego misji i przedłużali w czasie jego zbawcze dzieło”.

Ks. Maciej Pawłowski