Rodziny misjonarzy i misjonarze spotkali się w Seminarium

O swoich doświadczeniach z duszpasterstwa poza granicami Polski opowiedzieli pochodzący z naszej diecezji misjonarze – zarówno duchowni jak i świeccy. W spotkaniu w sali misyjnej Wyższego Seminarium Duchownego uczestniczyły także ich rodziny.

Biskup Kielecki Jan Piotrowski, który posługiwał jako misjonarz w republice Konga, a obecnie jest Przewodniczącym Komisji Konferencji Episkopatu Polski ds. Misji, podkreśla, że zadania misjonarzy się nie zmieniają. - Rola misjonarzy jest taka, jaką wyznaczył Pan Jezus „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody”. Jan Paweł II podkreślił, że każda kultura jest godna Ewangelii, więc wszystkie wszystkie środowiska społeczne, kulturowe, rasowe są podmiotem, gdzie trzeba iść z darem Dobrej Nowiny. W posłaniu misyjnym jest też zobowiązanie dotyczące wiary, aby ją przyjąć i nią żyć – mówi biskup i zachęca do modlitwy w intencji nowych powołań.

Misjonarzem na Ukrainie przez 9 lat był ks. Wiesław Stępień, obecnie proboszcz parafii w Wiślicy. - Posługiwałem w Kijowie, w parafii św. Aleksandra, a potem otwierałem nową parafię na drugiej stronie Dniepru. Największą różnicą pomiędzy posługą w Polsce a na Ukrainie były odległości – często oprócz głównego kościoła, co miesiąc dojeżdżało się do różnych miejscowości. Co niedzielę jeden ksiądz był w samochodzie i objeżdżał 5-6 miejscowości, odprawiał Mszę, spotykał się z ludźmi, udzielał Komunii i namaszczenia chorych. Później w niektórych miejscach powstały stałe parafie – wspomina duchowny.

Pani Wiesława Skorupa, matka ks. Wojciecha Skorupy, misjonarza w Kazachstanie nie ustaje w modlitwie za syna, ufa Bożej Opatrzności. - Całe życie był wychowywany z Bogiem, więc ucieszyłam się razem z nim, kiedy został posłany. Teraz dzwonimy do siebie, bo nie ma za bardzo możliwości, żeby przyjechał do mnie. Tęsknię trochę za synem, ale nie martwię się o niego, bo Bóg się nim opiekuje – mówi.

Za granicą posługują także świeccy. Pani Małgorzata Matla z Chęcin w ramach wolontariatu misyjnego pomagała w opiece nad dziećmi podczas katolickich kolonii w ukraińskim Wierzbowcu. - Byłam tam przez miesiąc, opiekowałam się dziećmi podczas organizowanego wypoczynku dla ubogich rodzin. To była Oaza w stylu misyjnym. Jestem z misjami związana od 1980 roku, prowadziłam koło misyjne w swojej parafii. Od małego chciałam gdzieś wyjechać, długo mi się jednak to nie udawało. Początkowo miałam jechać na Białoruś, ale zaczęły się tam zamieszki, zdecydowałam się więc na Ukrainę. W szkole miałam rosyjski, więc nie było dużym problemem, by się porozumieć. Z resztą, jak powiedział założyciel werbistów, język miłości jest językiem, który rozumieją wszyscy – opowiada pani Małgorzata.

tekst za: em.kielce.pl