Tam, gdzie świętość dotyka ziemi

Dziś, w Uroczystość Wszystkich Świętych, dane mi było przeżyć coś, co na długo pozostanie w moim sercu – pisze do nas Ksiądz Arcybiskup Henryk Jagodziński.

Tutaj muszę zaznaczyć, że w RPA, Uroczystość Wszystkich Świętych przeniesiona jest na niedzielę. Wraz z ks. Sefirim Motsepe, proboszczem parafii św. Marcina de Porres w Sunnyside w Pretorii, celebrowałem Eucharystię, podczas której trzydzieścioro ośmioro dzieci po raz pierwszy przyjęło Pana Jezusa w Komunii Świętej. Kiedy patrzyłem na te dzieci, w białych strojach, z oczami pełnymi nadziei i skupienia, miałem wrażenie, że czas się zatrzymał. W ich czystych sercach odbijało się światło nieba. Był to dla mnie moment głębokiego wzruszenia — dzień, w którym świętość, tak bliska i tak prawdziwa, dotknęła ziemi. W kościele czuć było ciepło wspólnoty — tej niezwykłej, międzynarodowej parafii, w której ludzie z wielu krajów afrykańskich tworzą jedną rodzinę. Liturgia była przygotowana z wielką starannością. Chór śpiewał nie tylko po angielsku, ale i po łacinie. Głos modlitwy unosił się jak delikatny dym kadzidła, łącząc różne języki w jednym hymnie uwielbienia. Z radością zauważyłem w świątyni znajome polskie akcenty: duży obraz św. Jana Pawła II oraz obraz Jezusa Miłosiernego wiszący po prawej stronie ołtarza. Dla mnie, Polaka, były to znaki duchowej więzi, która łączy nas ponad granicami.

Dzieciom komunijnym wręczyłem obrazki z wizerunkiem św. Jana Pawła II i maleńkim fragmentem jego szaty — jako pamiątkę, ale też zaproszenie, by naśladowały jego miłość do Boga. Ku mojej radości okazało się, że nie byłem jedynym Polakiem w tej wspólnocie. Spotkałem siostrę Iwonę Szatkowską ze Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego.

W homilii, którą wygłosiłem, mówiłem o trzech świętach, które spotkały się tego dnia: o Uroczystości Wszystkich Świętych, o święcie patrona parafii — św. Marcina de Porres — oraz o Pierwszej Komunii Świętej tych najmłodszych. Wszystkie te święta łączy jedno słowo — świętość. Świętość, jak mówiłem, nie jest przywilejem dla nielicznych. To droga dla każdego z nas. Nie polega na czynieniu rzeczy nadzwyczajnych, lecz na czynieniu rzeczy zwyczajnych z nadzwyczajną miłością. W pierwszym czytaniu z Apokalipsy ukazałem dzieciom obraz nieba — wielkiej wspólnoty świętych z każdego narodu, języka i kultury. I pomyślałem wtedy, jak bardzo ten obraz przypomina moją parafię w Sunnyside. Tutaj, wśród wiernych z różnych krajów Afryki, widziałem zapowiedź tego niebiańskiego tłumu — jedności, która rodzi się z miłości. Potem sięgnąłem do Ewangelii i Błogosławieństw. Powiedziałem dzieciom, że prawdziwe szczęście nie przychodzi z bogactwa ani z sukcesu, ale z czystego serca, z pokory i z miłosierdzia. „Za każdym razem, gdy przyjmujecie Jezusa, On daje wam siłę, by być dobrymi, łagodnymi, miłosiernymi. By nieść pokój”. Mówiłem także o św. Marcinie de Porres — człowieku, który znał ból odrzucenia, ale odpowiedział na niego miłością. Nie miał władzy ani bogactwa, a jednak był potężny w duchu. Pokazał, że świętość nie zna koloru skóry, klasy społecznej ani granic. Świętość to po prostu miłość.

Po Mszy Świętej przeszliśmy razem do muru pamięci — miejsca, które miałem zaszczyt odsłonić i poświęcić. To ściana, na której wierni umieszczają małe tabliczki z imionami swoich zmarłych. Pierwsza z nich została poświęcona Papieżowi Franciszkowi. Na dole muru znajduje się miejsce na świece. Gdy zapalałem świecę dla Ojca Świętego, pomyślałem, że ten płomień to coś więcej niż wspomnienie — to znak żywej więzi między Kościołem pielgrzymującym a tym, który już ogląda Boga twarzą w twarz. Ciepło tego światła ogarniało nas wszystkich, jakby Bóg chciał przypomnieć, że miłość nie umiera.

Po liturgii zaproszono mnie na wspólny obiad z dziećmi i ich rodzinami. Panowała prawdziwie rodzinna atmosfera. Ks. Sefiri przygotował mi miłą niespodziankę — złożył życzenia z okazji piątej rocznicy moich święceń biskupich. A potem pojawił się tort — niezwykły, w kształcie flagi watykańskiej: w białym polu wypisane życzenia dla dzieci, w żółtym — dla mnie. Uśmiechnąłem się. W tej prostocie był ogrom serca. Patrzyłem na dzieci śmiejące się przy stole i miałem wrażenie, że widzę mały obraz Kościoła — radosnego, różnorodnego, żywego. Kiedy wieczorem wracałem do domu nuncjatury, w sercu wciąż miałem słowa, które wypowiedziałem w czasie Mszy: „Niech ten dzień odnowi w nas pragnienie bycia świętymi — nie doskonałymi w oczach świata, ale wiernymi w miłości Boga.” Bo świętość zaczyna się w codzienności — w uśmiechu dziecka, w przebaczeniu, w prostym geście dobra. Tego dnia w Pretorii zrozumiałem to jeszcze głębiej: że niebo naprawdę jest blisko, gdy człowiek otwiera serce na miłość.

✠ Henryk M. Jagodziński
NUNCJUSZ APOSTOLSKI W RPA, LESOTHO, NAMIBII, ESWATINI i BOTSWANIE

Sunnyside, Pretoria, dnia 2 listopada 2025 r.